Wolicie mieć wysokie oczekiwania względem książki i się na niej zawieść czy nie mieć ich w ogóle i pozytywnie się zaskoczyć? Jestem pewna, że właśnie pomyśleliście sobie „no głupia jakaś, co to za pytanie?” Więc tak, też wolałabym drugą opcję.
To długa recenzja, proszę się rozsiąść.
Powieść miała ogromny potencjał i byłam mega na nią nastawiona – dorastanie w latach dwutysięcznych to nie łatwa sprawa. Zwłaszcza, gdy dzieje się to na wsi, wszyscy wszystkich znają, a inna orientacja to praktycznie wykreślenie z listy mieszkańców. Więc sądzę, że spełniła swoją rolę w tym segmencie – zobrazowała szkolną przemoc, nękanie, problemy rodzinne i rówieśnicze. Do tego nadużywanie władzy przez tych co ją posiadają. Kościół rządzi wsią, kieruje jej przyszłością... Ogólnie dostajemy tutaj remiks polskiej patologii i pluskamy się w przeogromnym stawie pomyj. Jednak ilość tych problemów już od samego początku staje się przytłaczająca. Czytelnik zostaje rzucony na głęboką wodę.
Sądziłam, że ściągawka na początku będzie wybawieniem, otóż nie. Postaci jest tak wiele na samo dzień dobry, że nie byłam w stanie zapamiętać ich wyglądu, a co dopiero problemów. Mylili mi się niemiłosiernie, do tego gubiłam się w treści. Niektóre sceny brzmiały tak, jakby Michał opowiadał o innym Michale, mimo, że jest tylko jeden bohater o tym imieniu. Co ważne, ilość perspektyw i wspomnień oraz powiązań bardzo mnie przytłaczała, a na tamten moment, nie dobrnęłam nawet do setki. Po każdych dziesięciu stronach miałam dość, byłam tak zmęczona rewelacjami, że brakowało mi energii na inne rzeczy. Bywały momenty, że odkrywałam imię postaci, dopiero jak padło w dialogu. Myślę, że rozłożenie problemów na inne tomy bardzo by pomogło.
Nieodpowiedzialność aż bije po oczach. Wagan pokryty parafiną z występu, leży sobie na sianie i pali papierosa. Już samo leżenie z fajkiem na materiale łatwopalnym jest niebezpieczne, ale da się je jeszcze przełknąć. Ale takie combo już nie. Zaskoczyła mnie również niesamowita ilość alkoholu, do którego dzieciaki na wsi raczej powinny mieć dość ograniczony dostęp (w mieście łatwiej jest pojechać do sklepu po drugiej stronie, gdzie nikt was nie zna), a tutaj na luzie organizują sobie wszystko i nie jest to podwędzony bimber od wujka ze stodoły. Niektóre wątki też gdzieś uciekają. Niedogadujący się z matką Wagan, nagle ma z nią świetne relacje. Intensywnie poruszany temat braku pieniędzy w ich rodzinie nagle zanika w drugiej połowie książki. Nie pamiętam, aby kobieta znalazła nową pracę, ale za to ciągle jest w domu, gotuje synkowi obiadki i piją razem piwko jak psiapsi. Fire dance, który mega mnie jarał już na samą myśl, wcale nie był ‘łał’. Czytałam to równie zmęczona, choć były to chyba najzwięźlejsze sceny.
Największym rozczarowaniem i czymś co mnie uderzyło była wybiórczość trigger warningów. Jak ostatnio sprawdzałam definicję, to ich zadaniem jest chronić czytelnika, ostrzegać przed możliwymi reakcjami. Dlatego przepraszam bardzo, ale dlaczego nie pojawiła się informacja o „pedofilii”? Bohater nawet nie musiał nim być, aby takie ostrzeżenie wykwitło na okładce. Odkrycie tego sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze, musiałam odłożyć książkę i sądziłam, że do niej nie wrócę. Poza tym pojawiło się: nieoczywiste kazirodztwo (brat jednej z bohaterek otworzył drzwi do łazienki scyzorykiem, gdy brała kąpiel, usiadł na sedesie i stwierdził, że „chce tylko z nią pobyć”, a gdy kazała mu wyjść, zauważył, że wszystkie laski mają cycki) – nie no, dzień jak co dzień… Do tego alkoholizm w rodzinie, znęcanie się nad dziećmi, molestowanie przez księdza. Romans 16/17latki z o dwadzieścia lat starszym nauczycielem. Ogólnie, jako czytelniczka czuję się zrobiona w jajo. Pierwszy raz tak się przejechałam na wydawnictwie.
Estetycznie, boli mnie brak kursywy w nazwach piosenek i ich fragmentach. Tytuł często zlewał się z nazwą zespołu, zaś tekst brzmiał jak akapit. Co zabawne, jeśli spojrzycie na ebooka (który jest równie kiepski, to w spisie treści nie ma podziału na rozdziały, a tekst ma nagle 700 stron) to okazuje się, że kursywa jednak istnieje i została wprowadzona. Niestety, tylko w niektórych miejscach, ale przynajmniej była jakaś wizja. Brakuje mi również wyróżnienia dla myśli bohaterów. Czasem nie wiedziałam co czytam, więc kilkukrotnie musiałam się wracać.
Zastanawia mnie jak odbywała się edycja i łam. Momentami miałam wrażenie, że robiono to na szybko, w wordzie, a wyrazy przenoszono ręcznie licząc na to, że czytelnik się nie zorientuje (niespodzianka?)
Wielokrotnie podchodziłam do niej z myślą, że to moja ostatnia szansa. Do dwusetnej strony naprawdę sądziłam, że nie będę w stanie jej dokończyć. Nie czułam się związana z bohaterami, męczyła mnie strasznie. Czytanie na legimi nie pomogło. Czym dalej byłam tym mniejszą miałam ochotę ją kontynuować. Jednak od połowy nabrała jakiejś tam dynamiki, choć jakością dalej szurała o dno.
Podsumowując, to była bardzo męcząca książka. Oprócz ładnej okładki, ciekawych motywów i interesującego pierwszego rozdziału, nie ma nic więcej do zaoferowania. Nie planuję czytać drugiego tomu.
Wolicie mieć wysokie oczekiwania względem książki i się na niej zawieść czy nie mieć ich w ogóle i pozytywnie się zaskoczyć? Jestem pewna, że właśnie pomyśleliście sobie „no głupia jakaś, co to za pytanie?” Więc tak, też wolałabym drugą opcję.
To długa recenzja, proszę się rozsiąść.
Powi...
Rozwiń
Zwiń